środa, 29 października 2008

"ciemne-wiosenne" hai-kai k.s.i.a dla kasi. z tomu "Twoja Twarz", 2008

patrz trzymam marker w ręku
pojawiają się szybko czarne znaki
moja głowa przez cały dzień moje ręce
moje plecy bez przerwy pracowały!

Kto na mnie czeka?
Do kogo odchodzę?






Opublikowany 15 kwietnia 2008 na blogu Kasi http://psychologia.salon24.pl

sobota, 25 października 2008

20 dnia niebieskiego miesiąca w którym rodzą się góry, z tomu "prostokąt"

trzeba się powoli zbierać rozprostować stare kości
przygotować się do odlotu
czeka na mnie moja pani ma 60.000 lat
jakie życie taki strój
chałat ciemnozielony

przygotowuję się do odlotu
to co zobaczyłem trochę powietrza
to co dowiedziałem się zostało na rękach i nogach
drewniane bransolety
sznur bursztynu na szyi ochrona płuc
taokwong metalowy krążek na klatce
tylko tyle

kilka logik jinna logic
samkhyakarika sutra sutra
milarepa nagardżuna dziad dziad
trudź się sam

nic więcej nie ma
czy spotkam kiedyś moje siostry liście
i krople deszczu gwiazdy śniegu braci
nie wiem

nie wiem czy spotkam jeszcze moją ojczyznę
moje krzesło
pewnie zakwitnie z mojej nieobecności
tyle trudu a takie efekty
każdy by chciał

trzeba się powoli zbierać kości chcą lecieć
nic tutaj nie znalazłem nie było po co
liście krople deszczu śnieg
60.000 lat czeka na mnie moja pani roślina
taki strój

12 dnia złotego miesiąca opadania liści, z tomu "prostokąt"

pierwszy dzień zimy
nieskończone ilości płatków śniegu
nieskończenie dla nas niezrozumiałe
wciąż lecą w dół i w dół

popatrzcie na tę nieskończoną ilość form
to są moi bracia
w zimowej formie kładą się jak białe łodzie na ziemi

całą zimę spędzę w lesie
las jest ciepły
zimne jest miasto żyjące w talowych ramach
wystukujące ciche opowiadania sieci

las jest ciepły przykryty śniegiem
tak jak mówi najprostsza metafora
śnieg jest puchową kołdrą z piór ibisów
która pokrywa las

tak wygląda głowa ziemi
rosną na niej mchy wrzosowiska paprocie
ostrężyny czerwona kalina wilcze łyko jaśmin
idzie po niej burkliwy rudy dzik chrupie korzenie
a w jej włosach sosnach kraski seminarium filozoficzne
od wschodu do zachodu słońca milcz milcz
żółte liście zielone liście

pada śnieg moi bracia martwa natura
głowa ziemi odpoczywa śpi kwartał
a na niej moi bracia składają pocałunki ibisów
te lecą lecą i coraz większa ich ilość na głowie

jak biała chusta owijająca głowę mistrza zen
i jego szyję klatkę piersiową i krzyże
gdy wraca nazbierawszy zimowych jagód wieczorem
a lśni księżyc sarny daniele w pasiecznikach
do domu gdyż nie ma klasztoru

sama śmierć sama śmierć
białe płatki

poniedziałek, 13 października 2008

Pierwszy komentarz do 1 wersu "Lun Yu" Kung Fu Tsy


Tekst:

Konfucjusz rzekł: „Uczyć się i praktykować to, czego nauczyliśmy się, wciąż i wciąż to przyjemność, czyż nie? Mieć przyjaciół przybyłych z daleka to szczęście, czyż nie? Być niewzruszonym mimo niedoceniania przez innych to szlachetne, czyż nie?”.


Komentarz:


Definicja Przyjemności.

Trzy Pytania podane są w formie pięknej przyjemności. Przyjemność jest nauką, której doświadczamy w każdy dzień – praktykując jej zalecenia


Definicja Prawdy.

Prawda jest jedynie jedynie praktykowaniem zaleceń, zalecenia wynikają z nauki, nauka jest pełnią, myślenie bez nauki jest pustką. Praktykując naukę dzień za dniem wypełniamy życie, pełnia ta sprawia nam przyjemność. Mówimy wtedy: żyjemy w prawdzie. Pytamy zatem: dlaczego, skąd, na jakiej zasadzie uczestniczymy w tej przyjemności poznawania praktyki?


Definicja Szczęścia.

Szczęście zdarza się zawsze i codziennie gdy przyjaciele przybywają do nas z daleka ciągle i ciągle w celu wspólnej nauki. Mogę im bez lęku powiedzieć; „ wczoraj siedziałem w milczeniu cały dzień”, lub: „nareszcie jesteście…wczesnym popołudniem odlatywały ptaki pokazując nam swoje drogi…już jesień…będziemy ze sobą całe trzy miesiące”, albo: ”jesteście zmęczeni, jutro będziemy rozważali Dao-De-Ying, przygotowałem wam herbatę, ryż, jarzyny i owoce”.


Definicja Szlachetności.

Ten tylko kto podąża bez przerwy za nauką i wykonuje Trzy Odpowiedzi nie uznając przerw jest szczęśliwy – czyż nie? Nie patrzy na opinie innych, nie widzi ich spojrzeń. Całe dni i noce idzie po cienkim włosie rozpiętym nad górami, góry są zawsze zielone, lecą tam zawsze żurawie, świeci tam zawsze słońce, jeziora są tam zawsze zielone. A w nocy każdą zmianę i równowagę pokazuje mu Wielki Wóz. Jego oczy zawsze idą za tym co na niebie: słońce, księżyc, niedźwiedź, krokodyl, korona.


Definicja Równowagi.

Ta zawsze jest i jest Mleczną Drogą . Idę Mleczną Drogą i potykam się, w nocy idę lasem wśród czarnych drzew. Mleczna Droga i czarny las dają mi kij: Tym tym tylko, Tym ja jestem.


Tekst oryginalny i tłumaczenie polskie: http://www.confucius.org/lunyu/ld0101.htm

"Poezja Zen": 1. Wczoraj

Wczoraj poszedłem do lasu – tam moi bracia
Starość przygina mnie do ziemi – nic nie zrobiłem
Tak Tak Tak Tak

Nic ze mnie nie zostanie – nawet proch
Tak powinno zostać – nawet ciepła od tego wachlarza
Ty masz piękną twarz

Pocałowaś mnie w policzek – chwilę potem wypiłem herbatę z twojej filiżanki
Nawet chmury aromatu
Czarnych liści zielonych liści czarnych liści zielonych liści

Będziesz wdychać księżyc aromatu liście – mogłem się nie urodzić
Byłoby to samo
Tak wygląda wybawienie

Odchodzi krzycząc jak zachodzące słońce – zatraciliśmy się wszyscy
Przychodzi jak odlatujące ptaki
Odchodzi jak dziki gołąb na sośnie najedzony dżdżownicami

Odchodzi z nim niebo zabrała go jego samica – zniknęła w nocnych chmurach
Księżyc przyszedł – zajął całe oczy
Podskakuję na jednej nodze – mogłem się nie urodzić

Kiedy idziesz lasem strzeż się żeby cię nie zobaczyli ludzie – człowiek ma iść jak najdalej
Wyrwij ten korzeń – wyrwany
Byłoby to samo

niedziela, 12 października 2008

z tomu "Poezja Zen": Gdzie niewielkie krzaki na zboczach

Ani śladu tu philosophes
l’Esprit nie dmuchnął nad doliną Sanu
Tu ani l’Amour ani Cabra’L

Kobiet nie miałem nigdy
Tylko liście są nieśmiertelne – ty mała Wizygotko
Każda odeszła do swojego boga Erosa, esti

Nigdy mnie nie pokochały
Tylko drzewa są nieśmiertelne – ty mała Polko
Nie umiesz dotknąć wiązu, hi

Przyjaciół nie ma: odfrunęli jak papierowe ptaki
każdy do swojej ojczyzny
origami – na swoje obłoki

A jak gdyby pod nimi październikowe pola:
lasy żółtej kukurydzy
żółte kule dyń, hippoi

Poezja to jest therapeia -
gdyż zwodzi rytm i zwodzi inkatacja
a samotni mężczyźni sączą lampkę Martini:
życie nie kończy się nigdy

I po co mówić „nie ma ludzi?”
Wiadomo, że ich nie ma.
Z miasta wyjdź w góry, w ślady pastwisk

Tam ktoś na ciebie czeka –
ukryty za czeremchami,
udający głos wilgi:

gdzie niewielkie krzaki na zboczach